poniedziałek, 21 października 2013

O boże, jak mnie tu dawno nie było. :o
Nie mam siły ani ochoty pisać. Teraz mnie jakoś naszło.
Wgl jakbyście mnie szukały - to zapraszam na tumblra.
Depresja pochłonęła.
Antydepresanty.
Brak siły.
I tyję.
63  kilo.
Tłusta świnia.
Schudłam.
I utyłam.
Tak bardzo.
Dajcie mi siłę.
Błagam.
Bo ja już nie mogę na siebie patrzeć.
Na zmianę jem i nie jem.
Brak apetytu.
Nadrabianie kalorii.
Jest strasznie.
Zmuszają do jedzenia.
Znowu łzy.
Mam dość.

czwartek, 30 maja 2013

Niedowaga ;3

O ile ostatnio byłam załamana, to wczoraj i dzisiaj cały czas tryskam radością.
Wczoraj wreszcie wyszło słonko i obudziło mnie o szóstej rano swoimi promykami. Wstałam, złożyłam mamie życzenia imieninowe i zjadłam śniadanko. Ale po tym miałam jeszcze 2 godziny do wyjścia. W ciągu tego czasu zdążyłam wyprasować ubrania, zrobić 50 brzuszków, 100 podskoków, 50 nożyc oraz 40 wymachów nóg.
Mama zwolniła mnie z WF-u, nie mieliśmy angielskiego, w związku z tym miałam tylko 4 godziny lekcyjne <3 W ciągu tego czasu zdobyłam trzy piąteczki z biologii, niemieckiego i fizyki. :)
Po lekcjach skoczyłam do almy, żeby kupić rzeczy na obiad, wróciłam zrobiłam go  i zaczęłam sprzątać dom w ramach niespodzianki dla mamy. ;3 Potem niemiecki - godzina jazdy na rowerze, a na koniec dnia kino z ciocią. 'The Great Gatsby'. Oczywiście żadnego popcornu. Kupiłyśmy zdrowe przekąski, dzięki czemu nie zepsułam swojego pięknego bilansiku pustymi kaloriami. Bilans z wczoraj:
Śniadanie: Dwie małe kromeczki pełnoziarnistego chlebka, na to trochę salaty i po niewielkim plasterku ogórka i pomidora. Razem - 120 kcal
II śniadanie: Można powiedzieć, że nic. Zjadłam 4 tic-tac'i, ale to tyle. - 8 kcal
Obiad: Trochę krojonej marchewki, ogórka, pomidora, cukinii, bakłażana - zapiekane w piekarniku, a do tego trochę łyżeczka twarożku 0% - razem 65 kcal
Podwieczorek i kolacja, to nic konkretnego jedyne co to te przekąski w kinie: chipsy marchewkowe, truskawkowe i jabłkowe - razem 115 kcal
Czyli razem: ok 310 kcal. C:

Dzisiaj - znowu pada, co mnie załamało oczywiście, ale się zważyłam i to mi dało mnóstwo energii na cały dzień. Zważyłam się niestety po śniadaniu, bo zapomniałam żeby to zrobić. I ile wyszło? Po 300 ml herbaty i 100 ml wody no i po śniadanku - 56 kilo! C: A to oznacza, że mam już niedowagę. :)))
Na razie wstawiam kalorie z dzisiejszego śniadanka.
Ś: Omlet składający się z 10g otrębów pszennych, 40g pomidora  i 70g cukinii, do tego mała łyżeczka twarogu 0% - 140 kcal
IIŚ: 2 łyżeczki twarogu 0% + 3 płaskie łyżki serka wiejskiego + łyżka mleka - 65 kcal

A, i obliczyłam granice wagowe dla mojego wzrostu C: 
Waga prawidłowa: 57 - 76,5
Niedowaga: 52,5 - 56,5 kg
Wychudzenie: 52 - 49 kg
Wygłodzenie: Poniżej 49
Lol. Wyobrażacie sobie ważyć 76 kilo?! O_O

No. W każdym razie 3majcie się dziewczyny. C: Dacie radę!

poniedziałek, 27 maja 2013

Nie jest dobrze. Nic nie jest dobrze.

Wczoraj nie pisałam. Ale - przetrwałam. Bilans dobry jak na weekend, bo wyszło 680kcal. Mogło być gorzej. Spasowałam i do babci nie poszłam. I dobrze. Nikt nie wmuszał we mnie jedzenia.
Dzisiaj? Nie jest dobrze, mogło być lepiej. Ale nie jest też najgorzej.
Ś: Owsianka na wodzie Nesvita - 130 kcal
IIŚ: Jabłko - 65 kcal
O: Niskokaloryczne placki ziemniaczane - 165 kcal
P: Ogórek i banan - 65 kcal
K: Trochę musli - 65 kcal
Razem: 490
Teraz przygotowuję się do Alice Diet.  Czy przetrwam...?
Ale całościowo jestem podłamana. Chcę krzyczeć. Chcę wrzeszczeć. Nienawidzę życia! Umrę. KIEDYŚ POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWO. Jeśli nie umrę osiągając to wymarzone 30kg, to podetnę sobie żyły i skończę ze sobą. Samobójstwo jest najpiękniejszą śmiercią. Niech też będzie najpiękniejszą chwilą w moim życiu. Czuję się jak grubas. Czuję się jak dziwka. Czuję się jak wyrzutek. Czuję się... Za dużo wymieniać. Ale osiągnę ten jebany cel. Osiągnę 30 kilo! A potem będę schodzić coraz niżej. Prosto w objęcia śmierci. Chcę umrzeć. Nie dlatego, że kłócę się z rodzicami. Nie dlatego, że nikt mnie nie lubi. Nie dlatego, że nie mam przyjaciół. Nie dlatego, że ktoś się nade mną znęca. Nie dlatego, że chłopak mnie rzucił. Nie dlatego, że ktoś z moich bliskich nie żyje. Powód jest prosty. Nienawidzę siebie. Nienawidzę życia. Nienawidzę świata.
Jestem wykończona. W dodatku boję się. Boję się, że nie przetrwam. Że się poddam. Potrzebuję wsparcia. Potrzebuję prawdziwego wsparcia, dziewczyny. Ana mi pomaga. Pozwala osiągnąć cel. Codziennie z nią rozmawiam. Ale i tak to wszystko mnie przeraża. Przytłacza.
Na dziś ukochane MCR <3
Wszyscy, którym nie powiedziałam, myślą że wszystko jest dobrze. Że jestem wesoła i szczęśliwa. Co powiedziała Julka, jak wracałyśmy z Paryża? 'Jesteś najbardziej optymistyczną osobą, jaką znam'
Ale to dobrze. To oznacza, że moja gra aktorska doszła do mistrzowskiego poziomu. Ale... 'I'm not okay'
Tak się czuję...

sobota, 25 maja 2013

Próba?

Hej, witam wszystkich.
Dawno mnie nie było. Po prostu czuję się wykończona. Bilans na dziś... Szczerze mówiąc nie mam sił, żeby wszystko pisać i po kolei liczyć, ale wyszło mi ok 1000kcal. Nic szczególnego się raczej nie dzieje. Jem, co prawda zdrowe rzeczy, ale potem ryczę. Przeżywam, bo teraz nie chudnę. Cały czas wahania 57-58 i coś. ;/// Zauważyłam, że tata się podpytuje, więc staram się jeść. Mam nadzieję, że w końcu dojdę do ty 45, a potem 30kg.
Boję się jutra. Najpierw masz w szkole i zakończenie projektu historycznego, co równa się dużo jedzenia, potem u babci na podwieczorek, podobna sytuacja. Ale NIE MOGĘ zawieść ;/
Boże, dzisiaj widziałam tak super chudą dziewczynę jak byłam na spacerze, że  jestem 2x bardziej zdeterminowana.

poniedziałek, 20 maja 2013

Dawno mnie nie było...


Ohayo~
Dawno mnie nie było, za co przepraszam, ale szczerze mówiąc miałam bardzo napięty grafik, prawie codziennie sprawdzian i oczywiście kartkówki. Nauczyciele chcą mieć oceny przed końcem roku.  Jutro mam tylko informatykę, więc znalazłam trochę czasu.
U mnie nie najlepiej. W ciągu tego weekendu (tylko 3 dni!!!) pochłonęłam około 3000-3500 kcal! Mój pierwszy napad głodu w życiu i dalej nie mogę tego przetrwać. Ale podnoszę się. Dieta owocowo-warzywna i prę na przód. Dalej podkradam słodycze z szafki i chowam do siebie, żeby było że coś jem. Na razie mi wychodzi. A może i nie… W końcu ten weekend… Normalnie w tydzień tyle nie zjadam.
Ale dzisiejszy dzień ok. Kumpela poszła do Maca i kupiła moje ulubione lody, a ja ich nie tknęłam ^-^. Dzisiejszy bilans (na razie) ok.
Śniadanie: jakaś 1/5 ogórka – ok. 10kcal
2 Śniadanie: Nic
Obiad: marchewka, arbuz, pół granatu – ok. 230 kcal.

Na razie 240, czyli mogę zjeść dzisiaj jeszcze 40. Poradzę sobie.

A w ogóle to wczoraj po tej godzinnej kąpieli, maseczkach, balsamach, kulach etc. czuję się świetnie. Tylko czemu w szkole nie jest świetnie…?

Hold on, Beautiful  ;**

Ed: Uuuughhh! Musiałam zjeść obiad  przez co zjadłam jeszcze dwa wafelki, czyli dzisiejszy bilans to ok 370 kcal. Był makaron z serem. Wzięłam sb mało, do tego prawie nie tknęłam sera białego, a masła dałam, żeby tylko było że jem.  370kcal! ;___;

niedziela, 12 maja 2013

Spotkanie rodzinne

Ok. Dzisiaj nic specjalnego się nie działo. Cały dzień siedzenia nad książkami i robienia zadań. A jednak, jestem z siebie dumna. Byliśmy na imieninach dziadka. Na prawdę dużo jedzenia, zwłaszcza, że nakładała moja babcia, a bilans i tak w miarę. Zrobiłam to w prosty sposób. Nałożyłam sobie, kiedy babcia nie patrzyła, na prawdę mało. Następnie wzięłam ciasto i dałam mojemu bratu, tak żeby nikt nie widział i wyszło że niby je zjadłam. Teraz przed chwilę dużo zjadłam, bo miałam ochotę na jedzenie po tym objedzie :o Ale w sumie to tyle. Dzisiejszy bilans następujący:
Ś: Wafel ryżowy i pomidor - 15kcal
2Ś: Mieszanka: marchewka+jabłko+banan+mandarynka, potem połowę pieczywka chrupkiego - 10kcal
O: Ziemniaki+kotlet drobiowy+buraki - ok 300 kcal
P: Na prawdę malutko ciasta - ok 20kcal
K: Twarożek z hiszpańską oliwką i 2x pieczywo chrupkie - ok 140kcal
Sumując: 500-550 kcal

Mimo to mam straszne wyrzuty sumienia. Dzisiaj wieczorem będę ostro ćwiczyć. Teraz nie mogę, bo mam dużo nauki. 3majcie się !
Znowu nogi. Może kiedyś będę takie miała <33


sobota, 11 maja 2013

Notka z dwóch dni

Ok. Wczoraj nic nie pisałam, bo były u mnie kumpele, a potem miałam jeszcze wielką kłótnię z mamą i nie było czasu. Teraz też piszę na szybko, więc sorki za wszystkie błędy i ilość tekstu.
Wczoraj miałam ochotę zeżreć na prawdę dużo słodyczy, więc zamiast tego jestem szczęśliwa. Może i ma dużo kalorii, ale to przede wszystkim białka i błonnik. Bilans z wczoraj:
Ś: 1,5 wafla ryżowego i pomidor - 22kcal
2Ś: 1,5 wafla ryżowego - 22kcal
Obiad: Sushi - około 400/500kcal
Podwieczorek: Nic, ale zjadłam żelka - 30kcal
Kolacja: nic
Razem: 500-600 kcal ;/
Ogólnie w pt jedyne co ważnego się stało, to rozmowa z kumpelą, ktr miała kiedyś anoreksję (zeszła do 35kg *o* przy w zroście ponad 1,60), wylądowała w szpitalu i opowiedziała mi całą historię jak to było. Okazało się, że świetnie się z nią rozmawia, że jesteśmy bardzo podobne, z podobnie chorymi umysłami. I na prawdę jej dziękuję za wsparcie <3


Dzisiaj byłam zadowolona z siebie, bo byłam u Juli zrobić referat na polski, a ona oczywiście ma wszędzie słodycze i kaloryczne jedzenie, a do tego jeszcze mi robiła wyrzuty że nie jem. przetrwałam. Jedyne co zjadłam to 1/4białego trufla, bo chciałam spróbować. Ale to i tak dużo. ;/ (55kcal!). A dzisiejszy bilans to:
Ś: 2 wafle ryżowe - 30kcal
2Ś: Brak
Obiad: 3x pieczywo chrupkie - 60kcal
Podwieczorek: 2wafle ryżowe - 30kcal
Kolacja 3wafle ryżowe - 30kcal
Razem: 260 kcal (wliczam trufla) plus owoce

Ale najgorzej jutro. Idziemy do babci, która będzie we mnie wpychać jedzenie! D:
Ale już mam pomysł na wymówkę. Mam górki na zębach i wypychają mi dwójkę i boli jak je. Niech się walą.
Chcę te nogi *o* I będę miała.

czwartek, 9 maja 2013

Dzisiaj mam na prawdę fatalny dzień, więc nie będę się rozpisywać. W szkole dostałam pałę z majcy. W domu jest nie wiadomo czemu bardzo fajnie. Dało się pogadać z mamą. Byłam u ortodonty na zmianę gumek. Nie wzięłam dzisiaj sudafedu.
Dzisiejszy bilans prezentuje się tak:
Ś: 2 łyżki owsianki (około 20kcal), 2 wafle ryżowe - 30 kcal.
2Ś: 2 wafle ryżowe - 30 kcal.
Obiad: 3 wafle ryżowe - 45 kcal.
Podwieczorek: 2 jabłka.
Kolacja: 1 wafel ryżowy - 15 kcal.
Plus do tego zjadłam dzisiaj trochę truskawek i winogron. *.*
Razem:120-300 kcal
Wiem, że wszędzie te wafle, ale nie brałam sudafedu, a poszłam z kumpelą do jadłodajni, gdzie bosko pachniało i od razu zwiększył mi się apetyt. Na szczęście nic nie zjadłam ^-^
To co mi polepszyło humor to wejście na wagę. Po Paryżu ważyłam 63 kilo! Teraz to już 59. Wyszło 4 kg w niecały tydzień. Tak. Ucieszyło mnie to.
Obliczałam sobie BMI. Wyszło mi, że jeszcze 2 kg i niedowaga~ <3

środa, 8 maja 2013

Szczęscia nie daje tylko kontorla, ale i książka.

Pora wreszcie przerwać 'Opowieść Wigilijną' i coś napisać. Dzisiejszy bilans jest według mnie świetny. 140 kcal.
Śniadanie: kawa z niewielką ilością mleka - 5kcal
około 5 łyżek płatków owsianych z wodą - 90kcal
2 śniadanie: wafel ryżowy - 15kcal
Obiad: Nic, bo kompletnie zapomniałam, chyba że można pod to podciągnąć podwieczorek koło 17.
Podwieczorek: 3 pomidorki koktajlowe (warzywa, więc nie wliczam, ale około) - 10kcal
Kolacja: 2 wafle ryżowe.
Do tego wypiłam już kubek zielonej herbaty, jestem po godzinie wykańczającego WF-u, 50 minutowej jeździe na rowerze i jeszcze czeka spacer z psem.

A cały dzień był udany. Szkoła szybko minęło, sprawdzian z anglika dobrze mi poszedł. WF był męczący, a ostatnie 20 min - przyjemne. Wróciłam do domu, trochę poczytałam, niemiecki, rower, znowu książka i jeszcze czeka zadanie z majcy.
Mama miała dzisiaj urodziny. Kupiłam jej czekoladę (wczoraj zjadła mi mojego marsa migdałowego z Niemiec D: ktr był dla mojej przyjaciółki), żeby już nie wyżerała wszystkich moich słodyczy. Myśli, że skoro ich nie jem to ona może. -_- Ale już nie ważne, poszło w zapomnienie. Przy okazji dałam tacie drugą czekoladę, jego ulubioną. Ucieszył się i podziękował, co nie często się zdarza, a więc pełna satysfakcja.

A teraz koniec nudnego wpisu i trochę o uczuciach.
Dzisiaj do mojej przyjaciółki przyszła na przerwie eks (Ula) chłopaka (nazwijmy go K), w której ona jest zakochana i powiedziała głosem z ewidentnym podtekstem, że słyszała iż ostatnio Jula pisała z tym K. Ona powiedziała że to nic takiego, ale podobno się zaczerwieniła, a więc Ula wywnioskowała że coś między nimi jest, no ale nie o to chodzi. Sęk w tym że to K powiedział Uli o tych rozmowach. A faceci zazwyczaj mówią o takich rzeczach swoim ex w których są zakochani, tylko jeśli mają wyrzuty sumienia.
Powiedziałam więc Juli, żeby napisała do tego chłopaka, pogadała, może to samo wyniknie z rozmowy etc, w dodatku teraz są matury, więc K nie będzie wrakiem człowieka (chodzi do najlepszego lic w Krakowie i musi się ciągle uczyć) i rozmowa bd normalnym dialogiem, a nie monologiem Juli.
I tu wkraczają moje uczucia. Otóż chodzi o to, że daję jej rady jak zdobyć tego chłopaka. Na prawdę chcę żeby była szczęśliwa, aby ułożyła sobie życie, wreszcie kogoś znalazła.  A robię to dlatego, że ją kocham. Kurdę, na serio ją kocham. I cierpię dając jej te rady. Wiem przecież, że ja z nią nigdy nie będę, a ona za to może być z kimś i będzie szczęśliwa. A jej szczęście jest dla mnie ważniejsze niż moje. Chcę z nią być. Nie mogę. Cierpię. Przełykam to. Daję jej rady jak poderwać K. Cierpię. Chcę z nią być... itd, itd. Koło się zatacza.
I z każdym kolejnym zakochaniem mam wrażenie, że nigdy nikogo nie znajdę. To już 4 osoba, w której na prawdę, na prawdę się zakochałam, a jednocześnie kolejna która jest hetero. I wtedy na prawdę nienawidzę swojej orientacji.

wtorek, 7 maja 2013

Dzień kontroli nie oznacza idealnego życia.

Ohayo~
Otóż mogę powiedzieć, że jestem częściowo z siebie dumna. Nie zjadłam dzisiaj nic, chyba że miałabym liczyć owoce i warzywa (których nigdy nie wliczam w bilans). Wtedy wyszłoby 85kcal oraz troszkę mleka, które dodałam do kawy czyli jakieś 5 kcal, czyli razem 90.
Zawdzięczam to oczywiście śniadaniu. 2 tabletki sudafedu + kawa i kubek zielonej herbaty.
Biorąc pod uwagę, że nie jestem na żadnej głodówce, ani nic jest dobrze.
Gorzej z czym innym, a mianowicie samopoczucie. Poszłam do szkoły z dziwną gulą w gardle i to bynajmniej, nie dlatego że był sprawdzian z fizyki. Miałam dzisiaj na szczęście tylko 5 lekcji, ale i tak ledwo przetrwałam. Już na matematyce (2 lekcja) zaczęłam się przeklinać, że nie wzięłam żyletki. Z każdą kolejną lekcją było coraz gorzej. Biologię jeszcze przetrwałam. mamy nową nauczycielkę, zaciekawiła mnie, zapomniałam. Ale na fizykę już się trzęsłam. Ledwo napisałam test. Polski już ledwo trzymałam. Czułam ten nadmiar emocji. Nigdy nie było  to aż do tego stopnia. To było straszne. Wszystko wręcz kipiało.
Sytuacja była dziwna, bo ostatni raz   cięłam się wczoraj, co prawda było to tylko krótkie nacięcie, ale dość głębokie, w dodatku drążone jakąś tam pinezką. Wtedy ten stres spłynął, ale dzisiaj znowu się zaczęło.
Przyszłam do domu i rozwaliłam golarkę. Chciałam nową, ostrą żyletkę. Chwilę namyślałam się gdzie zacząć, w końcu zdecydowałam się  na kość biodrową. jest lato, nie mogę grymasić, a akurat kość biodrową kryją majtki, czy też strój kąpielowy. Zaczęłam zadawać długie, głębokie szybkie rany. Całe biodro mam teraz w szramach. Mimo miejsca jakie wybrałam i tak ktoś może zobaczyć. Dodatkowo doszło jeszcze kilka cięć na nadgarstku. Na szczęście wszystkie rzemyki, muliny, gumki i bransoletki na ręce je zasłaniają.
Tynia się załamie jak jej to powiem. Wytrzymałam całe 2 tygodnie w Paryżu. Nie zadałam sobie bólu w żadnej postaci, a tu znowu wybuch. Nienawidzę tego.



poniedziałek, 6 maja 2013

Początek i porażka.

Witam wszystkich.
Pierwszy wpis zaczynam od porażki. Tak. Wiem. Przepraszam. Nienawidzę się za to. Po prostu nienawidzę. I nienawidzę jedzenia. Jadłam. I to ile. W sobotę wróciłam z Paryża. Byłam 10 dni. To było ciężkie 10 dni. Wszyscy mają jedzenie, kolacje tłuste, a na dodatek ojciec nakupił mi żarcia jakbym jechała na pół roku i to jeszcze na Syberię. Byłam z siebie dumna. Jak na to co dostawałam na prawdę nie jadłam dużo. W moim żołądku znalazło się tylko żarcie z najmniejszą ilością węglowodanów oraz w niewielkiej ilości słodycze lokalne, czy też to czego nie można dostać w Polsce. Tłustych kolacji nie jadłam. Ładowałam sobie na talerz sałatki i warzywa. A do tego codziennie dużo chodziliśmy. Prawdę mówiąc byłam zadowolona ze swojego wyniku. Ale wczoraj i dzisiaj... Wolę nawet nie liczyć tych kalorii... Piję zieloną i białą herbatę. Czekają mnie jeszcze biegi wieczorem, popijane czerwoną herbatką na noc. Muszę to zrzucić.
Problemem jest jeszcze szkoła. 2, 3 sprawdziany w tygodniu, do tego jeszcze przynajmniej 2 kartkówki, pytania i zadania domowe. Wiem że to już ostatni zakręt, ale mimo tego jest mi trudno. Jutro sprawdzian z fizyki. Weszłam na chwilę na lapka, bo już nie mam siły żeby się uczyć. Do tego muszę nadrobić zaległości i ciągle źle się czuję.
Dorzucając do tego parę chorób psychicznych i nieszczęśliwą miłość, która nigdy nie zostanie odwzajemniona... Po prostu straszne.