poniedziałek, 6 maja 2013

Początek i porażka.

Witam wszystkich.
Pierwszy wpis zaczynam od porażki. Tak. Wiem. Przepraszam. Nienawidzę się za to. Po prostu nienawidzę. I nienawidzę jedzenia. Jadłam. I to ile. W sobotę wróciłam z Paryża. Byłam 10 dni. To było ciężkie 10 dni. Wszyscy mają jedzenie, kolacje tłuste, a na dodatek ojciec nakupił mi żarcia jakbym jechała na pół roku i to jeszcze na Syberię. Byłam z siebie dumna. Jak na to co dostawałam na prawdę nie jadłam dużo. W moim żołądku znalazło się tylko żarcie z najmniejszą ilością węglowodanów oraz w niewielkiej ilości słodycze lokalne, czy też to czego nie można dostać w Polsce. Tłustych kolacji nie jadłam. Ładowałam sobie na talerz sałatki i warzywa. A do tego codziennie dużo chodziliśmy. Prawdę mówiąc byłam zadowolona ze swojego wyniku. Ale wczoraj i dzisiaj... Wolę nawet nie liczyć tych kalorii... Piję zieloną i białą herbatę. Czekają mnie jeszcze biegi wieczorem, popijane czerwoną herbatką na noc. Muszę to zrzucić.
Problemem jest jeszcze szkoła. 2, 3 sprawdziany w tygodniu, do tego jeszcze przynajmniej 2 kartkówki, pytania i zadania domowe. Wiem że to już ostatni zakręt, ale mimo tego jest mi trudno. Jutro sprawdzian z fizyki. Weszłam na chwilę na lapka, bo już nie mam siły żeby się uczyć. Do tego muszę nadrobić zaległości i ciągle źle się czuję.
Dorzucając do tego parę chorób psychicznych i nieszczęśliwą miłość, która nigdy nie zostanie odwzajemniona... Po prostu straszne.

1 komentarz:

  1. http://majaproana.blog.interia.pl/
    razem zawsze raźniej :)

    OdpowiedzUsuń